- Myślisz, że sama sobie poradzisz, że utrzymasz to dziecko? Chcesz je skazać na ten sam marny byt, w jakim ty dorastałaś? Wydoroślej Olka, tu nie chodzi tylko o ciebie!
Usiadłam na łóżku, ukrywając twarz w dłoniach. Wiedziałam, że ma rację, dlatego też nie zrobiłam nic, gdy wysłał do Ciebie jakże zwięzłą i treściwą wiadomość: „Gratuluję zostałeś ojcem. Pozdrowienia z Gdańska.” Była połowa grudnia a ja zamiast przygotowywać się do sesji, siedziałam po uszy w gównie własnych wyimaginowanych problemów. No może nie do końca wyimaginowanych, bo moja coraz bardziej zaokrąglająca się sylwetka była faktem niezaprzeczalnym, rzucała się w oczy, wzbudzała duże zainteresowanie, dokładając mi kolejnych zmartwień. Mimo wszystko większość problemów stwarzałam sobie sama. Nie miałam przecież prawa tęsknić za kimś, dla kogo nie istniałam, a jednak to robiłam, zupełnie jakby smutek i tęsknota były sensem mojego życia.
- Nienawidzę cię. - Wysyczałam krążąc nerwowo po pokoju. Miałam ogromną ochotę zapalić, a ochota ta była wprost proporcjonalna do niemożności jej zrealizowania.
- Uwielbiasz mnie, tylko jeszcze o tym nie wiesz. - Ręce mi opadły na ten niespodziewany manifest pewności siebie Miśka.
W końcu zmęczona płaczem i dręczącymi mnie czarnymi scenariuszami zasnęłam w Miśkowym, hotelowym pokoju. Gdy tylko dowiedział się o mojej brzemienności, niemal każdą wolną chwilę spędzał tutaj, ze mną, ucząc mnie jak pokochać rosnącą w mym łonie istotkę. Czułam, że tak być nie powinno, że ma swoje życie, którym powinien się zająć, mimo to nie zrobiłam nic, by dać mu do zrozumienia, że nie powinien poświęcać mi tyle czasu. Potrzebowałam go, wbrew podszeptom rozumu, że po raz kolejny narażam się na rozczarowania.
Człowiek naraża się na łzy, gdy raz pozwoli się oswoić, a ja oswoić pozwoliłam się już dawno, więc jak na razie chciałam chociaż ustrzec się przed kolejnym cierpieniem.
Obudziło mnie czyjeś natarczywe spojrzenie. To Ty wpatrywałeś się w mój lekko wypukły już brzuch. Zatkało mnie. Chciałam powiedzieć Ci tak wiele, tyle słów cisnęło mi się na usta, a mimo to uparcie milczałam. Nie wiedziałam, czy najpierw wykrzyczeć Ci, jak bardzo mnie zraniłeś, czy też przyciągnąć, pocałować i przyznać się do tęsknoty. Jeżeli nerwica ma polegać na tym, że człowiek pragnie dwóch, zupełnie sprzecznych ze sobą rzeczy naraz, to, owszem, w takim razie jestem wariatką! Wiem, że przez całe życie będę się miotała pomiędzy różnymi, wykluczającymi się nawzajem pragnieniami, bo kocham Cię równie mocno, co nienawidzę. Na razie wiedzieć o tym jednak nie musiałeś.
Niepewnie przyłożyłeś dłonie do mojego brzucha, wymamrotałeś ciche: „przepraszam za twoje smutne spojrzenie” a w oczach Twych dojrzałam to nienazwane coś, przez które już w tamtej chwili wiedziałam, że nie ważne jak bardzo będziesz mnie ranił, zawsze pozwolę Ci wrócić, bo nie sądzę, by ktokolwiek oprócz Ciebie byłby w stanie mnie pokochać. A i Twoje oczy w kolorze kłamstwa zdawały się być jedynymi, których pragnęłam.
- Dlaczego? - Wyszeptałam jedynie, pozwalając dopuścić zdrowy rozsądek do głosu.
- Miałaś nic nie znaczyć, a okazałaś się sensem życia. Uświadomiłem sobie to jednak zbyt późno, by ponownie pojawiać się w twoim życiu. Nie miałem prawa. Miałaś zapomnieć, miało to być dla ciebie niezwykle łatwe, a i Michał... - urwałeś.
- Dokończ. - Wysyczałam, bacznie przyglądając się stojącemu w kącie pokoju, jak do tej pory sądziłam, przyjacielowi.
- Michał zabronił mi się z tobą kontaktować. I miał rację! Mój egoizm zrujnował ci życie. - Zerknąłeś na mnie spod rzęs, niepewny mojej reakcji.
- Dosyć przez niego wycierpiałaś, jednak teraz gdy w grę wchodzi dziecko... - Z początku twardy jak stal głos Michała, zaczął się załamywać przy kolejnych słowach. - Chciałem dobrze. - Jęknął i ukrył twarz w dłoniach.
Błagalne, z ust Michała i niemal żałosne z Twoich ust:
- Wybacz mi! - dotarło do mych uszu w tym samym momencie.
- Wybaczam. - Ulga widoczna w waszych oczach niemal sprawiła mi satysfakcję. - Nie oznacza to jednak, że ponownie wam zaufam. Kiedykolwiek.
Jesteśmy w stanie wybaczyć niektórym ludziom wszystko, byleby tylko zatrzymać ich w swoim życiu. Może kiedyś nauczę się, że bywają grzechy niewybaczalne, że z szacunku do samej siebie, powinnam przestać utrzymywać kontakty z niektórymi osobami, na razie jest to dla mnie jednak rzecz tak samo abstrakcyjna jak wyobrażenie mnie sobie mnie z niemowlakiem na rękach. Wizja bardzo realna, niedługo się ziści, a mimo to dopóki nie poczuję aksamitnej skóry cząstki mnie, nie uwierzę w jej prawdziwość. Tak samo jest z Bartmanem i Kubiakiem. Dopóki naprawdę nie uwierzę, że jestem coś warta i samowystarczalna, będę się pakowała w toksyczne znajomości, przywiązywała do ludzi, których nie powinnam i będę cierpiała. Zupełnie jakbym lubiła to robić. A nienawidzę tego! Może kiedyś uświadomię sobie, że muszę zmierzyć się z własnym życiem i docenić siebie, bo nikomu na mnie bardziej nie zależy. Przecież nie znajdę szczęścia nigdzie na świecie, jeśli nie znajdę go najpierw wewnątrz siebie.
Sentymenty nie zbudują mojej przyszłości. Pozwólcie mi jednak choć jeszcze przez chwilę pozostać w ich świecie...
„ Nie
pozwólmy, by ktoś dał nam wszystko, bo gdy odejdzie, nie zostanie
nam nic.
„