- Buu! - Usłyszałam nad sobą i podskoczyłam nieco spanikowana. Otworzyłam oczy, by ujrzeć Twoje, uśmiechające się do mnie. Zaraz wróć! Skąd tak nagła zmiana humoru? Zapytałam o to.
- Dobry dzień na wygraną. - Odpowiedziałeś wzruszając ramionami. Znowu zaczęliśmy rozmawiać. Tak zupełnie o niczym. Byłam zaskoczona, że przychodzi nam to tak naturalnie. Nigdy nie byłam dobra w poznawaniu ludzi. Tym razem to jednak ty wziąłeś na swoje barki trud podtrzymywania rozmowy.
- Co tu robisz o tak wczesnej porze?
- Mieliśmy przedmeczową odprawę.
Wszystko było cudownie do czasu, gdy spanikowana spostrzegłam, że pozostało tak mało czasu a ja jeszcze praktycznie nic nie zrobiłam. Zaraz przecież rozpoczynał się mecz Włochów z Argentyną. Przeprosiłam Cię i pognałam wykonywać swoje obowiązki.
Do godziny dwudziestej zdążyłam kilkukrotnie oberwać za przysłowiowe„ nic” od zniecierpliwionych siatkarzy. Starałam się ich jednak zrozumieć. Finałowa ósemka – tutaj nie było miejsca na porażki i błędy, oczekiwania względem nich były wysokie.
Miarka się przebrała, gdy udając się do strefy dla dziennikarzy, poczułam szarpnięcie. Ktoś złapał mnie za nadgarstek i brutalnie odwrócił w swoją stronę. Nieco oniemiałam, gdy zobaczyłam Twojego przyjaciela.
- Uważaj na niego. - Ostrzegł, a widząc moją zdezorientowaną minę dodał: - Po prostu uważaj. Nie jest typem człowieka, który ma w zwyczaju poświęcać się dla innych.
- Dlaczego...
- Nie jesteś osobą, za jaką cię ma. - Posłał w moją stronę delikatny uśmiech, tak znaczący, jakby wiedział o mnie wszystko i dostrzegał o wiele więcej ode mnie. A przecież nie mógł, prawda? Skąd wtedy mogłam wiedzieć, że jest tak cholernie dobrym obserwatorem?
Przebiegł spojrzeniem po moim zawiniętym rzemykami nadgarstku. Nie... nie mógł o tym wiedzieć. Wtedy jeszcze w to nie wierzyłam.
- Nie sądzisz, że to nie twój interes? - Burknęłam i już chciałam się odejść, gdy dostrzegłam zawód w jego spojrzeniu. Obiecałam nie pakować się w kłopoty i oddaliłam się szybko, a obraz troski w jego oczach prześladował mnie jeszcze długo.
Piąty set jakże emocjonującego spotkania z Bułgarią. Skończyłam właśnie biegać ze statystykami, przysiadłam więc na wolnym krzesełku przy stoliku dla mediów i zaciskając z całych sił kciuki oglądałam was w akcji. Zagrywka Bułgarów przy stanie 4:10 dla nas. W zwolnionym tempie widziałam, jak upadasz, kątem oka zarejestrowałam skuteczny atak Kurka. Coś było nie tak. Nie mogłeś wstać z boiska. W końcu koledzy znieśli cię z parkietu. Poderwałam się z miejsca i próbowałam dostać się jak najbliżej Ciebie. Zupełnie nie wiem po co i tak nie mogłam pomóc.
Natychmiast zajął się tobą Bielecki. Po minie Andrei widziałam, że nie jest dobrze. Minęłam waszego menedżera, który zatrzymał mnie mówiąc, że wraz z trenerem przygotowania sportowego pojadę do hotelu po Twoje rzeczy, następnie skieruję się do szpitala. Marudził strasznie, że nie powinnam tego robić, ale nikt inny przez najbliższą godzinę nie może opuścić hali, bo jego asystent się rozchorował, a reszta jest potrzebna na miejscu. Kiwnęłam głową i udałam się ku wyjściu, a w myślach niczym mantrę powtarzałam, że to nic takiego, zwykły skurcz. Ze skurczami nie odsyłają jednak do szpitala.
-Muszę cię tu zostawić. Wiesz, gdzie jest szpital? - Spytał Twój trener, wysadzając mnie pod hotelem. Skinęłam głową. - Spotkamy się tam. W recepcji już wszystko wiedzą.
Potaknęłam i dzierżąc w dłoni magnetyczny klucz udałam się na odpowiednie piętro. Dziwiło mnie zaufanie jakim mnie obdarzono, ale przecież...podpisywałam klauzulę dotyczącą tajemnicy zawodowej. W razie czego mogli pociągnąć mnie do konsekwencji prawnych.
Dziwnie się czułam, myszkując w Twoich rzeczach. Przemogłam się jednak i spakowałam trochę ubrań i dokumenty, których nie znaleziono w Twojej sportowej torbie, choć nie powinieneś się bez nich nigdzie ruszać.
Gdy dotarłam do szpitala była już 23. Po okazaniu przepustki, łaskawie pozwolono mi porozmawiać z Twoim trenerem. Po przekazaniu mu Twoich rzeczy i cichym pytaniu: „mogę tu zostać?” wzruszył ramionami i wpuścił mnie na oddział. Byłeś na badaniach. Gdzieś po godzinie drugiej w nocy ulokowali Cię w jedynce. Nie chcieli Cię wypuścić bez uprzednich wyników rezonansu.
- Oleńko, ty znowu tutaj?- To pani Basia, przemiła staruszka, pielęgniarka, która jest dla mnie niczym babcia.
- Tym razem odwiedzam przyjaciela. - Uspokoiłam ją, a ona bez zbędnych pytań wpuściła mnie do Ciebie.
Potaknęłam i dzierżąc w dłoni magnetyczny klucz udałam się na odpowiednie piętro. Dziwiło mnie zaufanie jakim mnie obdarzono, ale przecież...podpisywałam klauzulę dotyczącą tajemnicy zawodowej. W razie czego mogli pociągnąć mnie do konsekwencji prawnych.
Dziwnie się czułam, myszkując w Twoich rzeczach. Przemogłam się jednak i spakowałam trochę ubrań i dokumenty, których nie znaleziono w Twojej sportowej torbie, choć nie powinieneś się bez nich nigdzie ruszać.
Gdy dotarłam do szpitala była już 23. Po okazaniu przepustki, łaskawie pozwolono mi porozmawiać z Twoim trenerem. Po przekazaniu mu Twoich rzeczy i cichym pytaniu: „mogę tu zostać?” wzruszył ramionami i wpuścił mnie na oddział. Byłeś na badaniach. Gdzieś po godzinie drugiej w nocy ulokowali Cię w jedynce. Nie chcieli Cię wypuścić bez uprzednich wyników rezonansu.
- Oleńko, ty znowu tutaj?- To pani Basia, przemiła staruszka, pielęgniarka, która jest dla mnie niczym babcia.
- Tym razem odwiedzam przyjaciela. - Uspokoiłam ją, a ona bez zbędnych pytań wpuściła mnie do Ciebie.
Cicho zamknęłam za sobą drzwi i usiadłam na taborecie przy Twoim łóżku, w którym ledwie się mieściłeś. Już spałeś, a może udawałeś? Mimo wszystko nie chciałam Ci przeszkadzać. Nawet wtedy, gdy teoretycznie powinieneś być spokojny, na Twojej twarzy malowało się cierpienie. Nie mogłam sobie wyobrazić jak się czułeś, Ty – któremu dotychczas wszystko się udawało, Ty który nie byłeś przyzwyczajony do przeciwności losu. Po kilku lekcjach życia nauczyłam się godzenia z porażkami. Bałam się, że Ty sobie z tym nie poradzisz. Nie chciałam Cię zostawiać i nim się spostrzegłam, zasnęłam, ściskając Twoją dłoń.
Obudziły mnie Twoje dłonie, bawiące się moimi długimi włosami. Uchyliłam powieki, nie bardzo wiedząc gdzie się znajduję. Z zaskoczeniem stwierdziłam, że Twój dotyk wcale mi nie przeszkadza, nie przeraża mnie Twoja bliskość, tak jak to było z każdym innym mężczyzną od tamtego felernego dnia.
-Co tu robisz? - Spytałeś nieco zbyt ostro, zważywszy na to, że na Twojej twarzy wcale nie dostrzegłam złości, zabierając dłonie. Chyba speszyłeś się, bo przyłapałam Cię na gorącym uczynku.
- Przepraszam. Nawet nie pamiętam kiedy zasnęłam. Miałam przywieźć kilka Twoich rzeczy. - Wskazałam na torbę, a Ty skinąłeś głową.
-Co... co z Twoją nogą? - Nie byłam pewna, czy mam prawo o to pytać.
- Minimum miesiąc przerwy w grze. - Odpowiedziałeś zaciskając dłonie na kołdrze.
Nie powiedziałam wtedy nic w stylu „będzie dobrze”. Jedynie w geście pocieszenia uścisnęłam Twoją dłoń, a Ty wydawałeś się być za to wdzięczny.
- Bój się Boga Oleńko! Znowu tutaj spałaś? A jak tam mama, wszystko u niej w porządku? Pewnie jeszcze trochę ten gips ponosi, biedaczyna... Co to miłość robi z ludźmi. - Westchnęła. - Oleńko, kochanie, wyglądasz strasznie. Jesz ty coś w ogóle? Robiłaś badania? - Zadawała pytania z szybkością karabinu maszynowego.
Nic z tego nie rozumiałeś, a ja speszyłam się strasznie i wydukawszy zgodne z prawdą „ Tak, tak, tak i nie.” pożegnałam się szybko.wymawiając pracą.
- Przepraszam. Nawet nie pamiętam kiedy zasnęłam. Miałam przywieźć kilka Twoich rzeczy. - Wskazałam na torbę, a Ty skinąłeś głową.
-Co... co z Twoją nogą? - Nie byłam pewna, czy mam prawo o to pytać.
- Minimum miesiąc przerwy w grze. - Odpowiedziałeś zaciskając dłonie na kołdrze.
Nie powiedziałam wtedy nic w stylu „będzie dobrze”. Jedynie w geście pocieszenia uścisnęłam Twoją dłoń, a Ty wydawałeś się być za to wdzięczny.
- Bój się Boga Oleńko! Znowu tutaj spałaś? A jak tam mama, wszystko u niej w porządku? Pewnie jeszcze trochę ten gips ponosi, biedaczyna... Co to miłość robi z ludźmi. - Westchnęła. - Oleńko, kochanie, wyglądasz strasznie. Jesz ty coś w ogóle? Robiłaś badania? - Zadawała pytania z szybkością karabinu maszynowego.
Nic z tego nie rozumiałeś, a ja speszyłam się strasznie i wydukawszy zgodne z prawdą „ Tak, tak, tak i nie.” pożegnałam się szybko.wymawiając pracą.
W hali pojawiłeś się już na wieczornym meczu. O kulach. Wzbudzałeś powszechne zainteresowanie, zostałeś zmuszony do kilkukrotnego powtarzania, że na razie jesteś z treningów, a co za tym idzie i z meczy wyłączony. W końcu z miną cierpiętnika usiadłeś w sektorze VIP i śledziłeś każdy mój ruch. Chyba nie bardzo podobało Ci się oglądanie twoich kolegów w akcji, w chwili, gdy powinieneś ich wspierać, tym bardziej, że gra dnia dzisiejszego zupełnie im się nie układała. Twoja kontuzja wytrąciła ich z równowagi bardziej niż można się było tego spodziewać.
W wolnej chwili dosiadłam się do Ciebie i całkowicie ignorując mordercze spojrzenia kilku hoteczek, zagadywałam Cię, całkiem skutecznie o sprawy mało istotne. Byłeś mi za to wdzięczny, co zauważyłam w Twoim beztroskim śmiechu, gdy opowiadałeś mi anegdoty ze spalskich lasów.
Po drugim, także przegranym przez nas secie, musiałam wrócić do pracy. Zaskoczyło mnie Twoje zaproszenie na kawę, w ramach pocieszenia, bo już wtedy twierdziłeś, że nic tego dnia z Włochami nie ugramy. Jeszcze bardziej zaskoczyła mnie moja chęć natychmiastowego powiedzenia „tak”. Nie wiem co ze mną zrobiłeś, ze mną unikającą kontaktów z ludźmi wyglądającymi tak jak Ty, dzierżącymi w swym ciele zdecydowanie więcej siły niż ja. Może to przez ten Twój uśmiech, którym mnie obdarzyłeś, a może to przez ten smutek w Twoich oczach, którego ukryć nie potrafiłeś? I już nawet nie przeszkadzało mi to, że wydawałeś się być wyraźnie zainteresowany moim życiem. Z łatwością wymigiwałam się z odpowiadania na zbyt osobiste pytania. Nie przeszkadzało mi nawet to, jak potraktowałeś mnie dwa dni wcześniej i jakie miałeś o mnie zdanie. Stwierdziłam, że ludzie nie są nieomylni a i Ty może kiedyś przyznasz się do błędu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz